W tym roku mija 70 lat od słynnych protestów marcowych z roku 1968 r., będącymi jednym z najważniejszych wydarzeń w drodze do wolnej Polski. Nasze liceum jest świadome zarówno wydźwięku marca 196 r., jak i roli opozycjonistów, bez których społeczenstwo trwałoby w bierności. Demonstracje młodych inteligentów postanowiliśmy uhonorować podczas obchodów szkolnych w dniach 1-2 marca 2018 r. Podczas tych dwóch dni mogliśmy m.in. uczestniczyć w panelu profesorskim i spotkaniu z prof. Karolem Modzelewskim – uczestnikiem wydarzen i jednym z autorów „Listu otwartego do partii” - ale prawdziwym gwoździem programu okazała się inscenizacja sceny więziennej III części „Dziadów” w reżyserii prof. Haliny Jędrychowskiej. Spektakl powstał we współpracy z uczniami klasy IIC i IB w odniesieniu do zniesionych z afisza Dziadów w reżyserii Kazimierza Dejmka i związanych z nimi protestami. Sama inscenizacja zebrała pozytywne opinie.

Tydzień po wielkim dniu chłopcy są zrelaksowani, odczuwają ulgę i satysfakcję. Na pytania odpowiadają z uśmiechem, chyba wyraźnie wracają myślami do prób i długich przygotowań. Mają prawo być z siebie dumni. Jest z nimi również pani Halina Jędrychowska.

            Wielu z Was ma niewielkie doświadczenie aktorskie. Jak zareagowaliście na wieść, że będziecie odgrywać fragment dramatu samego Mistrza Adama?

            Michał Smereka (Sobolewski nr 2): Czułem strach, wszechogarniający strach, bo ja, który zawsze oglądałem spektakle z widowni, miałem grać w sztuce takiej rangi. Adam Mickiewicz jest dla mnie nie tylko Wieszczem – jest czołowym przedstawicielem polskiego romantyzmu, a zaryzykuję stwierdzenie, że jego dzieła są esencją tej epoki w ogóle. Mickiewicz wywarł tak ogromny wpływ na polską literaturę, że niemalże nie da się znaleźć dzieła, które nie czerpałoby z niego. Po ochłonięciu dotarło do mnie, że to zaszczyt grać, nawet na poziomie szkolnego przedstawienia, w polskim dramacie narodowym.

            Czym kierowała się Pani przy przypisywaniu ról poszczególnym chłopakom?

            Prof. Halina Jędrychowska: Kierowałam się głównie intuicją, gdyż nie znałam ani możliwości chłopców ani zbyt dobrze ich samych, ponieważ krótko ze sobą pracowaliśmy. Tu powiem nieskromnie, że intuicja się potwierdziła. Chłopcy zostali dobrze obsadzeni. Przede wszystkim zwróciła na ten fakt uwagę widownia. Dla przykładu osobą szczupłą, bladziutką, trochę cierpiętniczą z wyglądu jest Szymon – taką też dostał rolę. Kogoś, kto chce się poświęcić za innych i jest w więzieniu najdłużej. Okazało się, że udźwignął rolę i dobrze wcielił się w Tomasza Zana, a później w biednego, skatowanego Wasilewskiego. Podobnie, gdy rozdawaliśmy role w październiku, nie wiedziałam zbyt wiele o Jakubie Borku z mojej klasy wychowawczej, IB. Intuicyjnie, patrząc po warunkach i zachowaniu przydzieliłam mu rolę Frejenda - wesołka, który polewa wino i czasami rozśmiesza innych. Jeśli chodzi o śpiew, tu obsadzanie wyglądało inaczej. Kamil znany jest ze swojego talentu wokalnego, więc oczywiste było, że zostanie Jankowskim. Co do Aleksa, zgłosił się do roli Feliksa, ponieważ stwierdził, że udźwignie śpiew. Tak też się stało.

             Jak przebiegała współpraca z panią Jędrychowską?

            Jakub Borek (Frejend): Współpraca z panią Jędrychowską była czystą przyjemnością. Nasze próby przebiegały bardzo profesjonalnie, ale zawsze znajdował się też czas na humor. Pani profesor dawała nam dużo wskazówek i pomagała każdemu realizować się w swojej roli.

            Co zadecydowało o ostatecznym wyglądzie spektaklu?

            Maks Adamek (ks. Lwowicz/Kapral): Pani Jędrychowska podeszła do sprawy bardzo profesjonalnie, udzielała dużo rad i uwag, które miały duży wpływ na naszą grę. Każdy z nas miał własny pomysł na swoją postać, co poskutkowało zróżnicowaniem charakterów na scenie. Z pomocą przyszli również inni nauczyciele zaangażowani w projekt, który swoimi sugestiami i doświadczeniem przyczynili się do ulepszenia całokształtu.

            Jak przebiegała współpraca między Wami?

            Szymon Szczęśniak (Tomasz Zan/Wasilewski): Bardzo dobrze. Wszyscy się znaliśmy i lubiliśmy, więc granie grupy przyjaciół nie stanowiło dla nas problemu. Mogliśmy też tworzyć naturalne sytuacje na scenie ze świadomością, że nasze relacje są bardzo podobne do tych, które łączyły odgrywanych przez nas bohaterów.

            Co stanowiło największe wyzwanie podczas całego przedsięwzięcia?

            Kamil Przyłucki (Jankowski): Moim zdaniem największym wyzwaniem była gra aktorska i wydobycie z każdego z nas odpowiednich emocji, pozwalających widzowi zrozumieć uczucia kazdej z postaci. O ile opanowanie tekstu oraz płynność przechodzenia między kwestiami nie sprawiła nam większych problemów, to odpowiednie reakcje, postawa czy mimika twarzy były wyzwaniem dla większości aktorów. Jeszcze na próbie generalnej zmienialiśmy koncepcje tego, jak realistycznie odgrywać swoje role, pamiętając nie tylko o mowie ciała, ale także o poprawnej dykcji. Pomimo drobnych trudności każdy z nas podołał temu zadaniu.

            Która scena sprawiła Wam najwięcej problemów?

            Aleksander Szyszkowski (Feliks/Sobolewski nr 2): Najwięcej kłopotów sprawiła scena, w której przedstawialiśmy historie zakatowanych studentów. W oryginale jest to ciągły tekst, na dodatek wypowiadany przez jedną osobę. Dlatego właśnie podzieliliśmy kwestie pomiędzy trzy osoby i odegraliśmy sceny, o których była mowa. Ostatnie poprawki wprowadzaliśmy jeszcze tydzień przed występem.

            Wasze próby były wymagające, trwały miesiącami. Co szczególnego zapamiętaliście z długich popołudni w szkole?

            Piotr Prokofiew (Jakub/Janczewski): Na pewno siniaki i powykręcane ramiona - pamiątki po częstym upadaniu i ciąganiu po podłodze. Pamiętliwy był też moment. gdy jeden z nas dostał stołkiem rzuconym przez Konrada. Jednak najczęściej wspominam jedną wyjątkowo długą próbę. Mieliśmy dość Mickiewicza, więc postanowiliśmy uczynić dramat narodowy bardziej komicznym, zmieniając tekst Wieszcza i parodiując piosenki. Szczerze? Wyszło to całkiem nieźle. Kto wie, może dwunastkowicze zobaczą jeszcze Dziady w zupełnie nowej odsłonie?

            Co dało Wam to niecodzienne doświadczenie?

            Dominik Petek (Konrad): Przede wszystkim niesamowitą satysfakcję i nowe spojrzenie na dzieło Mickiewicza. Podjęta przez nas próba tchnięcia kolejnego życia w ten XIX-wieczny dramat sprawiła, że nabrał on dla nas, jako aktorów, uczniów i humanistów, nowej wartości, bardziej emocjonalnej. Na scenie jak nigdy wcześniej zrozumieliśmy, iż poezja żyje tyle razy, ile dusz poruszy.

Poezja Mickiewicza jest wciąż aktualna. Opiera się nie tylko upływowi czasu, ale także barierom językowym. Najlepszym dowodem na to jest zaimprowizowane odegranie sceny Pieśni zemsty, które miało miejsce w styczniu przed gościem ze szkoły zza zagranicy. Nie trzeba rozumieć treści, aby poczuć emocje towarzyszące aktorom na scenie, jeśli przekazują je w sposób trafiający do widza. II część dramatu Mickiewicza to opowieść o sile młodości, walce i prawdziwej przyjaźni, która jest wartością ponadczasową.

Kaja Folga, kl. IIC

Link do galerii zdjęć: Mistrz Adam w Dwunastce

chevron-downmenu-circlecross-circle